środa, 25 czerwca 2014

Emerald 14 tygodni

Emi jest już ze mną 1,5 tygodnia, obydwoje uczymy się siebie nawzajem, uwierzcie to nie jest proste, szczególnie przy tym jak bardzo płochliwym stworzonkiem jest mój kocurek.

Uszyte specjalnie dla niego legowisko służy do zabawy i spania ... obok legowiska
Balkon i okno nadal stanowią źródło lęku i wszelakich strachów, aż nie do uwierzenia, że kotek nie lubi patrzeć przez okno. Do tej pory odważył się tylko na taką krótką wizytę na parapecie, ale i tak zaraz z niego uciekł.
Poznał już za to uroki wylegiwania się w słoneczku
Mamy też za sobą zapoznanie z telewizorem i komputerem
jako kocurek wie na co warto popatrzeć
 
Zaliczyliśmy już oglądanie we dwoje wyścig Formuły 1 w Austrii oraz mecze siatkarskie Polaków z Brazylijczykami, z tym że doprecyzowując to ja oglądałam, a młody...


... albo spał albo wygłupiał się :)

Zapoznał się również z maszyną do szycia i na moje szczęście (z góry dziękując Japończykom) maszyna jest na tyle cicha, że nie przeszkadza młodemu. Dobra informacja na przyszłość, bo przy mojej Honey spędzam wiele godzin.


A tak poza tym zrobienie Emeraldowi ładnego zdjęcia graniczy z cudem. Te powyższe to nieliczne wyjątki. Zdecydowana większość przedstawia tak:
Zrobienie młodemu zdjęcia z otwartymi oczami i bez ruchu to prawie niewykonalne.

Ale najważniejsze: wreszcie pozwolił mi się dotknąć. A jak już poznał jakie to przyjemne to teraz często upomina się o to. Śmieszny jest tylko w tym, że najpierw prosi o głaskanie, potem odsuwa się ode mnie na dobry metr, a następnie miauczy zdziwiony dlaczego moja ręka nie rozciąga się tak, aby go pogłaskać na odległość.
Na szczęście już go nauczyłam, że jak się chce przyjemności to trzeba po nią przyjść i Emi zauważył, że to działa. Jego minka mówi sama za siebie, zasypia wtedy migusiem.
Emerald bardzo lubi spać przytulony do moich nóg
A tu posłuchajcie jaki jest zadowolony:

A z innej bajki, to sukienka już cała wyhaftowana, zajęło mi to 4 popołudnia i wieczory, ale tradycyjnie nie ma dobrej pogody, aby zrobić ładne fotki. Czekamy więc na słoneczko, wtedy pochwalę się moją pracą.






wtorek, 17 czerwca 2014

Emerald, witaj w domku


Dzień dobry, nazywam się Emerald i jestem nowym domownikiem :)

Tak, tak, od soboty mam współlokatora. Troszkę na niego musiałam poczekać a do tego sporo się napracować, ale opłaciło się. Stworzonko jest przeurocze i przesłodkie, choć początki były naprawdę ciężkie. Ale od początku.

Kilka lat temu na wystawie kotów rasowych zobaczyłam przecudnego misia w kociej skórze i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Tu pozwolę sobie wstawić fotkę ze strony hodowli Pareno*PL, taty Emeralda, bo dokładnie takiego misia wtedy zobaczyłam:
RU*Gudvangen's Ruby z hodowli Pareno*PL
Rubin jest kotem rasy brytyjskiej krótkowłosym, w kolorze czekoladowym (Bri b) z pięknymi pomarańczowymi oczkami. Jego syn, mój Emerald jest trzecim czekoladowym pokoleniem, bo jego babcia Arabeska Gold of Britain również miała takie ubarwienie.

Tak więc młody od soboty ma już nowy domek, który przeszedł sporo zmian, aby mogło w nim bezpiecznie zamieszkać zwierzę.

Początki były baardzo trudne. Przez pierwszą dobę kocurek był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Jego jedynym zadaniem było uciekanie i ukrywanie się przede mną. Przez 24 godziny nie jadł i nie pił, przez co bałam się, że utknie mi gdzieś schowany przede mną, zasłabnie z odwodnienia, a ja go znajdę po kilku dniach. Generalnie przez 2 dni trwała nasza "zabawa w chowanego": Emi szukał nowych kryjówek przede mną, a ja zamykałam do nich dostęp.

Gdyby ktoś się nie domyślił, to to wybrzuszenie we wnętrzu materaca łóżka to jest kotek:

W niedzielę po południu poszła w ruch strzykawka z wodą, nie chciałam ryzykować jego odwodnienia. Karma z hodowli również małego nie interesowała, poratowały mnie paszteciki Animondy, którymi karmiłam młodego bezpośrednio łyżeczką, nie wykładając ich do miski. W ten sposób powolutku przełamywaliśmy lody. Pomogło. Do rana sucha karma z miski częściowo zniknęła, z wodą nadal był problem, dalej została opcja strzykawka.

Generalnie do dziś mały boi się mnie jak przechodzę obok, nie pozwolił jeszcze się pogłaskać, na jakąkolwiek próbę reaguje bardzo nerwowo ucieczką. O wzięciu na ręce można na razie zapomnieć. Zauważyłam, że Emi nie lubi jasnych miejsc, okno ani przez chwilkę go nie zainteresowało.
Wręcz przeciwnie, uwielbia wszystkie ciemne schowki, z jego krytą kuwetą włącznie. Ostatnia odnaleziona jego skrytka: spód wanny.

Na szczęście oswajanie idzie w dobrym kierunku, piórka, wędki i piłeczki spełniły swoje zadanie, teraz gdy to piszę to wręcz jedna myszka pokonała go, bo padł z wyczerpania :)
uroki robienia zdjęć z fleszem
 
Prosto z hodowli Emerald dotarł do mnie razem ze swoją różową obróżką ( w ten sposób właścicielka rozpoznawała 3 czekoladowe kotki z tych samych miotów). W domu miałam mu ją zdjąć, ale okazało się, że tylko dzięki niej mogę namierzyć młodego w ciemnych skrytkach. Dziś kupiłam mu nową, bardziej świecącą i odblaskową. Dopóki nie skończy się zabawa w chowanego musi zostać na jego szyi, dla jego dobra.
oczy jeszcze w odcieniu "dziecięcym", gdy dorośnie zmienią się na pomarańczowe
A tak się kończy używanie flesza przy robieniu zdjęć i nagrywaniu filmów przy kocich oczętach
obcy są wśród nas
No i na koniec Emerald w całej okazałości, zrobienie takiego zdjęcia kosztowało mnie sporo zachodu. Jak już się oswoił z moim mieszkaniem, to mając otwarte oczka zawsze jest w ruchu
13 tygodni

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Storm at sea part 4

Wreszcie gotowa wierzchnia warstwa. Uszyłam ją już dobry miesiąc temu, ale nie miałam warunków do zrobienia zdjęć, ale zaczynając od początku...

Z powodu nieregularnego wzoru nie szyłam pojedynczych bloków, które łączyłabym w rzędy, a potem w całość. 
Zszywanie pojedynczych elementów odbywało się wg takich samych zasad, jak szycie podstawowe. Tym razem bez szpilek nie dałabym rady. Najpierw zaznaczałam środek pionowo, aby skosy równo się połączyły, a potem pozostałymi szpilkami, aby nie przesuwały się warstwy materiałów. Szyć należy dokładnie przez połączenie skosów.
Dzięki temu można uzyskać równe połączenie elementów
Tym razem pojedyncze elementy od razu łączyłam, aby nie zgubić wzoru


 No i wreszcie gotowe. Jeszcze bez pikowania, ale wierzchnia warstwa kołdry gotowa. Nie mierzyłam jej, ale jest ogromna, na pewno pasuje na podwójne małżeńskie łoże.




niedziela, 1 czerwca 2014

Wiosna na balkonie

Dziś naszła mnie chęć na pochwalenie się moimi balkonowymi kwiatkami. Tyle godzin już spędziłam na przyglądaniu się im, że aż mi żal że tylko ja i sąsiadki z piętra je oglądają.

Po prawej stronie mam 3 kolory surfinii, jedną śliczną intensywnie różową pelargonię i białe coś zwisające, co nigdy nie wiem jak się nazywa, ale i tak co roku staram się posadzić, bo mi się podoba.

Po lewej stronie zawsze staram się posadzić koleusy. Jak na rośliny balkonowe rosną dość wysoko, a dla mnie to ważne, bo z lewej strony zawsze wieją mocniejsze wiatry. Koleusy są na tyle silne, żeby częściowo zasłonić część balkonu od wiatru. W tym roku nie miałam szczęścia do ładnych koleusów, a do tego 2 wichury i burze zdążyły już trochę przetrzebić mi roślinki.
Między nie sadzam zazwyczaj pelargonie i aksamitki, a czasami to co po prostu mam pod ręką.

Na wprost od zawsze co roku sadzę moje ukochane szczawiki. Niestety ostatnia burza z gradem bardzo je zniszczyła, na ten moment nie nadają się do fotografowania. Co prawda już sporo ich kwitnie, więc przynajmniej śliczne delikatne kwiatki poprawiają mi humor.

Obok szczawików co roku rośnie pelargonia angielska, a tym roku znalazłam wiśniową z białymi obwódkami, jest naprawdę urocza
Obok niej próbuje rosnąć rącznik, ale przy tak małym nasłonecznieniu ma małe szanse, aby urósł do swoich standardowych rozmiarów

Pelargonie kwitną już drugi raz, trafiłam na super intensywny róż. Jakoś tak mam, że nie lubię czerwonych klasycznych, chyba że będą bardzo ciemnoczerwone. Oczywiście intensywność koloru zależy też od pory dnia i od tego czy zdjęcia robię w słoneczny bądź zachmurzony dzień. Środkowe zdjęcie najlepiej oddaje ich kolor.

Surfinie też mi się udało idealnie dobrać w takich kolorach jak lubię



W tym samym czasie domowe kwiatki też mi się odwdzięczają za troskę. Kalanchoe od jakiegoś czasu postanowiła na tym samym drzewku kwitnąć w trzech kolorach jednocześnie (moja kalanchoe postanowiła rosnąć w górę jak drzewo, zamiast standardowo, ale u mnie wszystko jest inaczej...)


Pierwszy raz w życiu fiołek zdecydował się zakwitnąć u mnie w domu, nie wiem jeszcze jakiego koloru będzie. Szczepkę dostałam od koleżanki z poprzedniej pracy i to są pierwsze jego i moje kwiaty

No i na koniec mój najdroższy storczyk, który kwitnie nieprzerwanie od grudnia 2012 puszcza kolejny pęd kwiatowy
Posadziłam jeszcze kilka innych roślinek, ale co z nich będzie to się dopiero okaże. Poprzednio pisałam o liliach i nic z nich nie wyszło. Wszystkie w pewnym momencie zaczęły usychać od środka i  nie doszło nawet do zalążków pączków. Za jakiś czas porobię nowe fotki i wtedy zobaczymy różnicę w przyroście.

W między czasie na maszynie mam teraz do haftowania sukienkę z odzysku, gdy się dokończy zrobię zdjęcia, bo efekt zapowiada się niesamowity.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Masz pytanie? Zadaj je poniżej, spróbuję pomóc

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Popularne posty